Nowe opowiadanie dla dzieci - Ewelinka i 17 braci
Ewelinka miała pięć lat i siedem miesięcy, własną szczoteczkę do zębów i przenośną szklarenkę, w której hodowała maciupeńkie rośliny. Wszystko inne, jak na przykład ubrania, naczynia, kredki i zabawki było wspólne: należało do Ewelinki i jej siedemnaściorga rodzeństwa. Cóż, każdy ma jakąś rodzinę. Niektórzy większą, inni zupełnie malutką. Ewelinka miała bardzo dużą. Jej rodzina była podobna do ziół uprawianych w szklarni. Ludzi było dużo, rośli sobie upchnięci razem, w ciepłej duchocie narzekając czasem nieco, że im ciasno. Ale w gruncie rzeczy bardzo się kochali i nie wyobrażali sobie życia bez siebie. Wiadomo, że z kiełkującymi w szklarni roślinami jest tak, że gdy są już wystarczająco duże i silne, można je przesadzić do ziemi w ogrodzie. W domu Ewelinki – tak jak w szklarni - było się razem, ale nikt nie wiedział jak długo tam zostanie.
Właściwie dzieci miały wszystko, czego trzeba: ciepło, jedzenie, witaminy, wodę i światło. Były tam ciocie, które jak ogrodniczki, troszczyły się o całą gromadkę naraz, nie zawsze dobrze znając każdą pojedynczą roślinkę- dziecinkę z osobna. To nie koniec podobieństw do ziół: wszystkie dzieci z rodziny, wyrastały chudziutkie i podobne do innych, jakby stały w płytkich korytkach, żeby nie zdążyły się za bardzo zakorzenić. Dom Ewelinki nie był zwykły. Miał – w przeciwieństwie do innych domów nazwę: mówiono na niego Dom Małego Dziecka. Zamiast mamy, taty i dwójki, czy trójki dzieci, w domu Ewelinki mieszkała rodzina składająca się z ośmiu dziewczynek, dziesięciu chłopców i sześciu cioć, które na zmianę troszczyły się o wszystkich. Poza tym, do rodziny należała też pani kucharka, dwie panie woźne, pielęgniarka, psycholożka i kilka wolontariuszek, czyli trochę starszych koleżanek ( które chodziły do liceum albo na studia) i kilka razy w tygodniu przychodziły się pobawić z dziećmi. Był też jeden wujek, który mieszkał w piwnicy i palił w piecu albo coś naprawiał. W tym niezwykłym domu ciągle kręcili się jacyś goście. Najczęściej były to mamy albo tatowie mieszkających tam dzieci. Wpadali raz na jakiś czas z wizytą a później pędzili do swoich spraw.
Dom był duży. Miał cztery pokoje do zabawy, dwie sypialnie, pięć łazienek, kilka małych pokoików gdzie przesiadywali dorośli, wielką kuchnię, a nawet szatnię. Wokół budynku był ogródek z niewielkim placem zabaw. Właściwie, to dom Ewelinki bardziej przypominał przedszkole niż mieszkanie, ale wiedzieli o tym tylko ci, którzy choć raz byli w jakimś mieszkaniu i w jakimś przedszkolu.
Ewelinka miała właśnie wizytowy dzień. Siedziała przy stoliku z Justyną- wolontariuszką, która we wtorki przychodziła pobawić się tylko z nią. Dziewczynka z przekrzywioną na bok głową i wysuniętym językiem w wielkim skupieniu zamalowywała właśnie kredkami bambino kolejny prostokącik, których na kartce było kilkanaście. Co jakiś czas siąkała nosem, żeby wciągnąć do środka zwisającego zielonego gila.
- Co rysujesz? – spytała Justyna.
- No dom przecież…- odpowiedziała Ewelinka tonem wyrażającym oczywistość.
- Dom?- zdziwiła się Justyna.
- Co się pytasz! Przecież widać – niecierpliwiła się dziewczynka.
Justyna przysunęła się bliżej i dokładniej przyjrzała się rysunkowi.
- To jest nasza sypialnia- powiedziała Ewelinka i kolorowała dalej. Linijką wskazała na jeden z prostokątów i stwierdziła z dumą: - Tu jest moje łóżko. Stoi koło telewizora, bo jestem teraz najstarsza. A tu obok jest łóżko brata numer jeden, tu brata numer dwa, tu brata numer trzy…- wyliczała dziewczynka.
- Aż osiemnaście łóżeczek – policzyła Justyna.
- No, bo nas jest osiemnastu. Koło mnie śpią moje biochemiczne siostry: Pati i Babka- powiedziała Ewelinka nie przerywając rysowania.
- Biochemiczne?- nie zrozumiała Justyna.
- Oj, no tak się mówi na siostry lub bratów, co mają tą samą mamę co ty- wytłumaczyła dziewczynka i poprawiła sobie spinkę zwisającą jej od jakiegoś czasu z jasnej grzywki.
- Aha, to chyba biologiczne- sprostowała Justyna.
- No, właśnie..- potwierdziła dziewczynka.
- To znaczy, że tylko Patrycja i Babka są Twoim rodzeństwem? – upewniła się Justyna.
- Prawdziwe moje to są tylko te dwie, Pati i Babka a reszta to takie domowe bracia- Ewelinka spojrzała znad kartki na ciocię. – Bo jak się razem mieszka w jednym domu, to jest się „braciami”, co nie? – upewniała się dziewczynka.
- Rodzeństwem? – upewniła się Justyna.
- No!- potwierdziła Ewelinka.
- Właściwie tak – odpowiedziała Justyna. – Pati to Patrycja… a czemu na tę małą siostrzyczkę mówisz Babka? –dziewczyna była ciekawa.
- Aaaaa, wszystkie ciocie tak na nią mówią – roześmiała się Ewelinka. – No, nie widzisz po niej? Ma dwa lata wygląda jak stara babka! Przygarbiona, bez zębów a jak się wolno rusza! Kiedy idziemy do łazienki, to tak się na nocnik gramoli, że zawsze w gacie nasika bo nie może zdążyć – śmiała się Ewelinka.
- Aha, a naprawdę jak ma na imię?- spytała Justyna.
- Wiktoria – odparła dziewczynka.
- Czemu powiedziałaś, że jesteś tu najstarsza? Zdaje się, że jest jeszcze Roksana. Po wakacjach idzie do szkoły, więc chyba jest starsza od Ciebie?- spytała Justyna.
- Ona poszła wczoraj na Piaskową i teraz ja tu rządzę – stwierdziła dumna Ewelinka. – Muszę pomagać ciociom. Najbardziej Ewie. Bo ja kiedyś będę ciocią Ewą! Ona tu jest najważniejsza.
- Lubisz ciocię Ewę? – spytała ciocia.
- No, - odpowiedziała Ewelinka.
- Jest miła?- spytała dziewczyna.
- Tak i pozwala mi zaganiać maluchy do jedzenia i do łóżek. I pomagam ubierać je, no i nie muszę spać po obiedzie, tylko siedzę sobie- pochwaliła się Ewelinka.
- A co to jest Piaskowa- spytała niezorientowana wolontariuszka.
- To jest dom dziecka podobny do naszego, tylko dla starszych- wytłumaczyła dziewczynka.
Ewelinka podeszła do parapetu, na którym stała jej szklarenka z ziołami.
- Patrz, ciocia! Muszę przesadzić tę jedną lawendkę do większej doniczki. Wyrosła trochę ponad te małe. Będzie jej lepiej gdzie indziej- rzekła dziewczynka ze smutkiem w głosie. – Dzisiaj cię przełożę, malutka- powiedziała Ewelinka cichutko. – Pożegnaj się z koleżankami – dodała.
Było wiosenne wczesne popołudnie. Przez otwarte okno wpadała do środka strużka ciepłego słońca i głos ptasich piosenek ćwierkanych przez miejscowe wróble. W pustej jadalni pachniało jeszcze obiadem i trochę pastą, którą rano ciocia woźna umyła podłogę. Młodsze dzieci odbywały swoją codzienną południową drzemkę w sypialni. O tej porze w domu było cicho i sennie. Jedynie z kuchni dobiegał odległy szczęk mytych talerzy i garnków.
- Może podpiszesz ten rysunek, co? Jest bardzo ładny – zaproponowała Justyna.
- Ja tam nie lubię pisać – odparła Ewelinka.
- A potrafisz napisać swoje imię?- spytała dziewczyna.
- Pewnie, że potrafię, ale mi się nie chce …
- Literki, z których jest złożone twoje imię są wyjątkowo ładne – stwierdziła Justyna. – Jak się ma takie piękne litery, to powinno się je często pisać. One ozdabiają świat.. Tak myślę- zachęcała Justyna.
- Naprawdę? – zaciekawiła się Ewelinka.
- No, naprawdę – przekonywała Justyna.
- Musisz już iść chyba… - powiedziała Ewelinka nieoczekiwanie.
- Ohh, a czemu chcesz, żebym poszła?- spytała wolontariuszka zaskoczona.
- Bo zaraz przyjdzie moja mama i tata Babki z nią.
- Ooo to świetne popołudnie ci się zapowiada- ucieszyła się Justyna. – Wydaje mi się, że mamy jeszcze kilka minut, to może jednak podpiszesz rysunek i dasz mamie. Będzie dumna, że jej córeczka tak ładnie rysuje i nawet pisze- zachęcała wolontariuszka.
- Lepiej nie- wykręcała się Ewelinka.
- Czemu? – zdziwiła się Justyna.
- Bo ona i tak nie umie czytać – powiedziała Ewelinka nie przerywając kolorowania.
Justyna nic nie powiedziała, tylko westchnęła. – To może cioci Ewie się pochwalisz?- zaproponowała dziewczyna.
- No dobra, to pokaż mi te litery – zgodziła się dziewczynka.
Pisała swoje imię wielkimi drukowanymi literami w rogu kartki, gdy z łazienki dobiegł ją płacz.
- O!- ucieszyła się Ewelinka - Dzieciaki wstają! Sprzątamy tu szybko a ja lecę je ubierać! – pozbierała kredki do pudełka, zabrała swój rysunek i pobiegła do łazienki.
- To cześć! – zdążyła tylko rzucić Justyna- do zobaczenia za tydzień!- pożegnała się.
- Cześć - krzyknęła Ewelinka do wolontariuszki pozostawionej w jadalni.
-Gdzie tu siadasz, gapo! – słychać było jak Ewelinka upomina maluchy. – Choć tu, śpiochy ci zdejmę! – dziewczynka złościła się na nieporadne dzieci jednocześnie będąc bardzo zadowoloną ze swojej roli pomocnicy. – Ciociaaaa!- krzyknęła Ewelinka- Na pomoc! Mały Smoczek przemoczył pieluchę! Do mycia jest! – załamała ręce dziewczynka.
Ciocia Ewa- ulubiona opiekunka Ewelinki wzięła chłopca pod pachę, drugą ręką chwyciła Robercika Batonika i obu wstawiła pod prysznic. – Ale dziś mamy roboty!- powiedziała- Dobrze, że mi pomagasz, Ewela! Nie wiem jak bym sobie bez ciebie poradziła! – pochwaliła Ewelinkę ciocia. Dziewczynka otarła ręką czoło w geście zapracowania i uśmiechnęła się dumna z siebie.
Nagle rozległo się pukanie a w drzwiach łazienki stanęła uśmiechnięta kobieta z brązowymi, kręconymi włosami w kolorowej sukience z falbanami.
- Dzień dobry! – powiedziała radośnie. – Mam smakołyki dla wszystkich! – i wyjęła torebkę pełną pięknych czerwonych truskawek. – Ale najpierw wszystkie dzieci ładnie muszą zrobić siusiu i umyć rączki- poprosiła kobieta.
- Dzień dobry! – odpowiedziała ciocia Ewa - Dziękuję pani, proszę im postawić owoce na stoliczkach. Zjedzą sobie do podwieczorku. Ignaś już gotowy, może go Pani zabrać.- uśmiechnęła się ciocia Ewa pokazując gestem na malutkiego chłopczyka siedzącego w kojcu i podskakującego z radości na widok kobiety.
- Zaraz, zaraz, Ignaś jeszcze nie mył rączek przed jedzeniem – Ewelinka zatrzymała kobietę wyciągającą ręce do chłopczyka. – Musi pani chwilę poczekać- zarządziła, po czym zręcznym gestem wyjęła dziecko z łóżeczka i podeszła z nim do kranu. – Ewelinko!- ciocia zwróciła uwagę dziewczynce. – No co, każdy musi myć ręce, maluchy też. A w ogóle to on jest chyba uczulony na wszystkie czerwone owoce – powiedziała Ewelinka poważnie. – Oh, nie wiedziałam – zatroskała się kobieta. – Nie, nie, spokojnie, truskawki może jeść- sprostowała ciocia Ewa. – Ewelinko, umyj Ignasiowi rączki i oddaj go pani Monice. – Co to dzisiaj bez męża? – zapytała przyjaźnie ciocia Ewa.
- Chwilowo. Zaraz przyjedzie. Dzwonił właśnie, że utknął w korku w drodze z Warszawy..- odparła kobieta.
- A to pani mieszka w Warszawie?- zapytała Ewelinka z naburmuszoną miną. – Słyszałam, że tam jest tyle samochodów, że małe dzieci nie są zbyt bezpieczne. – powiedziała Ewelinka z niezadowoleniem.
Pani Monika ukucnęła i chwyciła Ewelinkę za rękę. – Tak, mieszkamy w Warszawie, ale w naszej dzielnicy nie jeździ dużo samochodów. Możesz być spokojna o Ignasia. Kiedy już u nas zamieszka będzie bardzo bezpieczny. Obiecuję go pilnować dopóki nie urośnie - kobieta podniosła dwa palce w geście przysięgi i uśmiechnęła się do Ewelinki czochrając jej włosy.
- Ewelinko, choć pomożesz mi przewinąć Marysię – poprosiła dziewczynkę ciocia Ewa. – proszę, może pani już wziąć Ignasia. Sala odwiedzin jest wolna, przygotowałam też wózek dla niego gdyby chcieli państwo iść na spacer.
- Dziękuję bardzo- powiedziała pani Monika, po czym zabrała Ignasia i wyszła.
- Ciocia, a my też pójdziemy na spacer?- dopytywała się Ewelinka. – Ciocia, ja chcię na śpaciel, na śpaciel !- Ewelinka udawała dzidziusia. – Ewelinko, przygotujemy maluchy do podwieczorku, zjemy razem a po południu możemy wyjść- powiedziała ciocia. – Ale ja chce sama z tobą, teraz!- marudziła zdenerwowana Ewelinka. Ciocia Ewa ukucnęła obok dziewczynki, spojrzała jej w oczy i spytała. – Jesteś trochę zazdrosna?
Dziewczynka odwróciła się, założyła rączki i wykrzywiła buzię w podkówkę. – Nie, tylko…- powiedziała płaczliwym głosem.
- Czemu ci smutno?- zapytała ciocia. – Bo moje rośliny bardzo nie lubią jak się je przesadza, a dzisiaj zauważyłam, że kolejna musi iść do innej doniczki. A dwie to nawet już do ogródka trzeba przesadzić.
- Ah, tak!- rzekła ciocia ze zrozumieniem. – To poważna sprawa. W takim razie zabierzemy je po południu do ogródka i poszukamy dla nich dobrego miejsca. Musimy się o nie zatroszczyć – obiecała ciocia i przytuliła dziewczynkę.
- Dzisiaj przychodzi moja mama… - powiedziała Ewelinka siakając nosem.
- Dobrze, w takim razie wyjdziemy na dwór wieczorem. Zadbamy o to, żeby twoje lawendy za szybko nie poszły spać- wymyśliła ciocia.
- Ciociu, a ja też kiedyś pójdę do adopcji? I będę mieszkać w domu z mamą, co mnie przypilnuje przed samochodami?
Ciocia uścisnęła rękę dziewczynki i powiedziała z westchnięciem - Nie wiem, kochanie.
- Ewelina, Pati, Wiktoria!- rozległo się wołanie pani dyrektor. – Chodźcie dziewczynki, rodzice przyszli!
Ewelinka wysmarkawszy nos, wzięła Patrycję za rękę i wyszła na korytarz. Ula, pomocnica cioci Ewy, przyniosła rodzicom małą Wiktorię.
- Cześć!- powiedziała Ewelinka i przytuliła się na powitanie. - Narysowałam dla ciebie. I podpisałam się nawet. Justyna mnie nauczyła wszystkich moich liter- dziewczynka z dumą zaprezentowała rysunek mamie.
- Cześć! – przywitała się mama i wzięła na kolana wszystkie swoje córki nie zwracając w ogóle uwagi na pracę Ewelinki. Tata Wiktorii wyjął z kieszeni papierową torebkę i podał dzieciom.
- Mata tu cukierków trochę! Obiad zjedzony był?! – zapytał uśmiechając się.
Młodsze dziewczynki włożyły rączki do torebki i wyjęły dłonie całe pooblepiane kolorowymi landrynkami. Ewelinka stała z boku z nadąsaną miną i powiedziała:
- Ja dziękuję, pan dentysta powiedział, żebym nie jadła za dużo słodyczy, bo będę mieć dziury w zębach.
- Ło tam, bierz jak dają!- zachęcała mama.
- Nie mam ochoty- zdecydowanie odparła Ewelinka. – A ty też nie powinieneś jeść landrynek – dziewczynka zwróciła się do taty swojej siostrzyczki- bo ci zostały tylko dwa zęby z przodu i to w dodatku całe czarne.
- Żebyś ty za mądra nie była!- obruszył się tata Wiktorii.
- Nie wolno grymasić!- pouczyła Ewelinkę mama. Wujo kupił, a ty tak kaprysisz, wstydź się! – zwróciła jej uwagę. - A coś ty taka rozmazana, co?! – spytała mama.
- Nic, będę dzisiaj z ciocią przesadzać moje rośliny – powiedziała Ewelinka. – Podoba ci się mój rysunek? – spytała dziewczynka mamę podczas gdy „wujo” huśtał na jednym kolanie Patrycję a na drugim Wiktorię.
- No, podoba, co się ma nie podobać- rzekła tajemniczo mama i zakaszlała długo.
- Jesteś chora?- zmartwiła się Ewelinka.
- Nie tam chora, trochę mi kaszel wszedł. Ty to tu masz dobrze! Ciepło, jeść dadzą a my w domu co?! Grzać przestali, prundu ni ma… - żaliła się mama.
- Mówi się prądu- powiedziała po nosem dziewczynka, ale Mama chyba tego nie usłyszała.
- Chodź mamo trochę na spacer, taka ładna dzisiaj pogoda – poprosiła dziewczynka- pokażę ci jak jeżdżę na hulajnodze!- zaproponowała Ewelinka. – Pójdziesz? Mamo, proszę, proszę, chodź z nami. Pohuśtamy Pati i Babkę na huśtawce – nalegała Ewelinka. Dziewczynki pobiegły do szatni założyć kurtki i buty. Ewelinka pomogła się ubrać młodszym siostrom i razem z rodzicami wyszli do ogrodu. Maluchy dreptały powoli przodem trzymając się za ręce a Ewelinka schowała się mamie za drzewo. - Szukajcie mnie! – zawołała. Nikt nie zareagował. – Szukajcie mnie!- krzyknęła dziewczynka raz jeszcze. Chyba nie słyszeli. Ewelinka obserwowała jak mama z wujem szli ścieżką przed siebie a gdy dotarli do piaskownicy przysiedli na ławce i wyciągnęli papierosy. Gdy dziewczynka spojrzała na nich zrobiło jej się bardzo smutno. Mama miała trochę podartą na plecach kurtkę i zupełnie rozdeptane buty, które dawno straciły kolor. Wujo utykał trochę na jedną nogę. Dziewczynce było ich żal. Pomyślała sobie, że poprosi ciocię Ulę o dużą doniczkę i wyhoduje dla mamy wielką rzodkiewkę, żeby miała coś zdrowego na śniadanie. Ewelinka podbiegła do mamy z tyłu i znienacka krzyknęła:
- Buuuu!
- Aleś mnie wystraszyła! – roześmiała się mama.
- Nie strasz mamy, bo teraz musi na siebie uważać!- powiedział wujo.
- A dlaczego? – spytała Ewelinka.
- A, bo będziesz mieć siostrzyczkę albo braciszka. Na jesień- rzekł wujo z dumą.
Ewelinka stanęła jak wryta.
- Co, nie cieszysz się? – zapytała uśmiechając się mama.
- Nie wiem..- zastanowiła się dziewczynka.
- Trzeba się cieszyć, no co żeś ty!- próbowała przekonać mama.
Ewelinka nie wiedziała czemu, ale wcale nie była zadowolona. Pomyślała sobie, że teraz ma fajnie ta maleńka istota, że może iść z mamą do domu, siedzi sobie w cieplutkim brzuszku zasypia kołysana przez mamine chodzenie. Z drugiej strony jednak, kiedy się urodzi będzie musiała spać w zimnym domu, gdzie nie ma co jeść, nie ma własnego łóżka a z sufitu czasami kapie deszcz.
- Zamieszka tu z nami jako dziewiętnaste dziecko?- spytała mamę Ewelinka.
- Oj, coś ty znowu wymyśliła!- zdenerwowała się Mama, bo chyba nie wiedziała co odpowiedzieć.
- No, wracamy, bo się ściemnia a my jeszcze musimy dojechać do domu – powiedział tata Wiktorii. – Daj buziaka Wiktoria, i ty też Pati. Chodźcie no tu do mnie- schylił się i podniósł młodsze dziewczynki do góry. Ewelinka podała mu rękę na pożegnanie i przytuliła się do mamy.
- Kiedy przyjdziesz? – spytała trochę ze smutkiem, trochę z rozdrażnieniem.
- Za tydzień- odparła Mama. – Bądź grzeczna i opiekuj się siostrami- powiedziała Mama i pocałowała córeczkę w czoło.
- Jestem grzeczna!- zapewniła Ewelinka z nadąsaną miną. – I opiekuję się siostrami – dodała ciszej trochę jakby do siebie, bo mama już nie słuchała tylko sprawdzała coś w torbie.
Przed domem czekała już ciocia Ula, żeby pomóc zdjąć kurtki Pati i Wiktorii.
- No, pożegnajcie się dzieci i idziemy myć rączki- zwołała ciocia klaszcząc w dłonie.
- W imię ojca i syn…. – zaczęła Patrycja.
- Oj Pati Pati, cztery lata a taka gapa – skomentowała Ewelinka tonem mądrzejszej starszej siostry. – „Pożegnajcie” a nie „przeżegnajcie”. Zrób im „papa” po prostu – powiedziała chwytając obie siostry za ręce i idąc do szatni. Zupełnie nie wiedziała czemu ciocia Ula chichotała pod nosem.
Rodzice pomachali im na pożegnanie i poszli na przystanek tramwajowy. Ewelinka stała przez chwilę w oknie i patrzyła na nich jak się wolno oddalali. Mama przypominała raczej babcię – zgarbiona, zniszczona… Gdy dziewczynka tak stała, po szybie zaczęły spływać kropelki deszczu- najpierw pojedyncze, a po chwili zlewające się w cienkie strużki.
- Tu jesteś!- zawołała ciocia Ewa. – Chodź, już czas na podwieczorek – dodała i podeszła do Ewelinki, która stała dalej przy oknie ubrana w kurtkę i buty.
- Znalazłam na podłodze w korytarzu twój rysunek. Spójrz, włożyłam go w różową ramkę. Jest przepiękny. I w dodatku podpisany! Jeszcze żadne dziecko w naszym domu nie umie się podpisać. Tylko ty!- powiedziała dumna ciocia.
Ewelinka przytuliła się do opiekunki z całej siły i zapytała:
- Powiesisz go na ścianie?
- No pewnie, tylko musisz mi podpowiedzieć, w którym miejscu będzie najlepiej pasował- rzekła ciocia.
Ewelinka rozebrała się w szatni a potem pobiegła do jadalni, gdzie siedziały już wszystkie dzieci: jadły i rozciapywały okruchy w kałużach kompotu.
Dziewczynka zajęła miejsce obok Klaudii i Robercika Batonika.
- Daś mi tjochę śfojego wafejka?- spytał chłopczyk spoglądając na Ewelinkę okrągłą, umazaną czekoladą buzią.
- Dam, ale za co?- uśmiechnęła się dziewczynka i poczochrała włosy radosnego trzylatka. Batonik cmoknął ją czekoladowo w policzek i dostał połowę słodycza.
- Ciocia Ulaaaa! – zawołał trzyletni Sebek rozcierając resztkę rozmoczonej chrupki na stole.
- No co tam Sebuś, jedz szybciutko – odpowiedziała ciocia.
- Ciocia, pociałuj palusiek – słodko poprosił chłopczyk wystawiając palec wskazujący.
- Oj, Sebuś, Sebuś, z ciebie to taki czaruś jest! Co ja poradzę, że bym cię zjadła całego! – podeszła do niego, cmoknęła wystawiony paluszek. – Oh, ty mój aniołku, ty – rozczuliła się ciocia.
Nagle wszystkie dzieciaki zaczęły się śmiać.
- Co jest grane? –Ewelinka spytała Agnieszkę zakrywającą buzię i trzęsącą się z chichotu.
- On miał na tym placu babę z nosa- wyjaśniła Agnieszka po cichu.
- Co z wami dzieci! Już, cisza, jemy do końca i idziemy do zabawy! – klasnęła w ręce niczego nieświadoma ciocia Ewa.
- Ja nie wiem, co im tak dzisiaj wesoło- dziwiła się ciocia Ula.
- Bardzo proszę, kończymy podwieczorek – zarządziła ciocia Ewa na widok wchodzącej do jadalni pani woźnej w śliskim granatowym fartuchu.- Starszaki pomagają zbierać talerzyki i kubki na wózek! – poprosiła ciocia.
- A właśnie, że ja też!- rzekł ze złością Adaś.
- Nie, ty nie jesteś starszakiem! – stanowczo argumentowała Kasia popychając „brata”, żeby z powrotem usiadł na krześle.
- Co się dzieje dzieci? – zaniepokoiła się ciocia Ewa.
|